Ekscentryczka

była piękna, złotowłosoświetlista
wokół pracowni w relikwii
rozprzestrzeniała szaleńczą radość

na kreacjach swoich podświatów
umieszczała motta umarłych poetów
na drutach robiła marzenia chłopców

tych
dwadzieścia
trzydzieści
czterdzieści
lat młodszych

z upodobaniem malowała na płótnach
w parach przytulonych do siebie
miłosne wyczyny swoich chłopców

kochała ich
uwielbieniem obdarzali
jej autentyczność

Przypadkowo

mijamy się
przemierzasz drogę konno
w czasie nieustannych niedomówień
galopując dotykasz lekko
skrawków niedoczekania

staję się modlitwą audiencji
w imaginacji świeżych pomarańczy
powietrze pachnie intensywnością
kropel aromatycznie oczekujących

bezwietrznie spotykam eklektyczne kamienice
gwar bryczek na ulicach
szelest sukien dam w kapeluszach myśli
stukot lasek skupienia dżentelmenów

rozkładam wachlarz wspomnień
już czas udać się na wieczerzę spragnienia

Gruźliczy Lond

prątki ludzkich wtargnięć
rozchodzą się z centrum chaosu
przecinają łagodny zarys chmur strzelistych
wykluwając syntetyczne kreacje Nienatury

ludzkie zagubienie w nieświadomości
wyłania się grymasem szkła i metalu
błądzi korytarzami chemicznych pozytywów
z rozpędu rzuca się w pogoń za tworem Nieboga

strach i panika pełzają niemiłosiernie
ich mottem agresja, paliwem do działania
dusze zwijają się chore od zarazków intensywności
ciała rwą się do rozbojów Nieusprawiedliwionych

krzywdząc tych, co z tej samej mazi się wyłaniają
będącej niegdyś gliną tworzenia
w fabryce produktów Niewtórnych
będącej kiedyś życiem

Przechadzka Amirell

niewymownie przyjemny wieczór

zanurzona w migdałowej mgle
kroczy po stopniach skał purpurowych
podziwia w oddali karmiczne wulkany Argatu
wzburzone otchłanią niegodnych
marzy o zapachu gwiazdy niedoścignionej
chce dotknąć galaktyki wzruszeń
w gorący blask się teleportować
odkrywa leniwie gwiazdozbiory twarzy
pochodnia kryształów ametystu
świetlistą drogę podróżniczce kreuje
ku skończoności doznania

zaskoczona melodią okrzyku
jednym tchnieniem pieśni

gwiazdo niedościgniona
bądź alchemią tworzenia
stąpającym skrawkiem nieistnienia
radością poznania


nagle mara niejestestwa
kierunek wędrówki wyznaczyła
owładnięta magią przewodnika
z pióropuszem karmazynowym
porywa zagadkowe myśli Argatu

Medium

wziąć ołówki rysować
znów czuje szepty
nie jest pewna
czy ona myśl utworzyła
czy to już przekaz

wyczuwa kosmiczne natchnienie
kontrolę nad ciałem umysłem
to wypija z niej soki jestestwa
zamienia w obcą niecałość
oczy
usta
plamokształt
podpis
nie jej duszy
to jego rysunek

w granitowym pluszowym pokoju
Arianna zaczyna taniec
z mieczem z gwiazd zesłanym
boska muzyka porywa jej ciało
rzuca ze ściany na ścianę
w pluszu zatapia

jest jeszcze sobą
czy już jego odbiciem?

ona nie oszalała
jest na planecie Sagitta
chce pobyć
choć chwilę
zbyt blisko

jednak wraca na Ziemię
tutaj jest w swoim umyśle
własnym świecie
jest sobą

Obserwując

widzę przestrzeń w oczach ludzi
emocje mnie otulą
dusze do mnie szepczą
skrawki zła i dobra

materią owładnięci
gubią się we własnych intencjach

przecież czasem wystarczy puścić

wziąć głęboki oddech
rozłożyć skrzydła
poczuć
być
wzrastać
dążyć

zdobywać szczyty
ziemskich dokonań

Naprawdę

Nie jesteś wrogiem
tylko harmonii brak
ja czuje, ty myślisz
ja sięgam, ty bierzesz
nie jesteś zła
tylko harmonii brak

Spotkanie

obyło się bez zbędnych słów
przecinków i pauz
przyszła to wystarczyło
powietrze się oczyściło
jednym spojrzeniem

przecież powiedział
od razu zrozumiałyśmy

wdech wydech jest dobrze
lekcja odrobiona

tylko skąd ten ucisk

czarny sznur wspomnień
cytrynowe krople w spojrzeniu
unoszący się dym

wezmę kąpiel
zanurzę się cała
w krystalicznym wody nieładzie
obmyję stopy
ostudzę piekący uśmiech

Ostre spojrzenie

Kosa doprowadzała mnie do zachwytu
tnąc łany zboża
tak pięknie sobie z nimi radziła

Żyletką się bawił
jak był mały
bo ma ciekawy kształt i ostra

Podziwiała nóż matki
ten największy
że taki błyszczący
daje sobie radę z każdym produktem

Bądź jak brzytwa
niebezpieczna
najskuteczniejsza

Pieśń

Antygono
wonna łzo w źrenicy wydarzeń

sentencjo alabastrowa
ułożona na algorytmie wczoraj

żyzna aranżacjo zamknięta
w pudełku osobowości

on zastuka
rozpakuje
zawiesi
w próżni
bez
oczekiwań
żądań
obietnic

poczujesz się
czysto wybornie
beztrosko swobodnie

staniesz się esencją
żarłocznym tlenem
wbijającym się w każdy zakamarek pokoju

bezgraniczną powłoką świetlną
w planetarium błogości

Istar oswobodzoną

portret

ciało linią świelistą
umysłu kantalupą

spojrzenie
elektrycznym szafirem
tonącym we mgle nienasycenia

odkryj brzask słońca
na płótnie historii
która kreuje chwile boskości

człowieku spragniony

świadome teraz

I budzę się
wyczuwam z oceanu migdałowego
wyszukany smak goryczy

zostawiam gdzieś za sobą
staję się bardziej empiryczna

myśli przeszłości to epitafium
do miętowego popołudnia
chłodnego i orzeżwiającego

w powietrzu zawisła
idealna kula
sięgnąć i zakoszkować?

odbijając się od trampoliny argumentów
pochwycę niebieski owoc granatu

niech rozpryśnie się
tysiącami możliwości

z samego siebie

głębokie odczucie
w sam środek oceanu

ulga ciepłego
puszystego wydechu

klarowna pełnia
scala od środka

absolutnie

bezgranicznością
radości bytu

a kind of communion

better to be
then not to feel
as in one's own skin

nicer to touch
then not to understand
to point of existence


more pleasant to keep moving
then loose onself
into oblivion

Rasanasza

opuściliśmy rodzinne strony
zostawiając cząstkę duszy daleko
tam gdzie dojrzewała
walczymy o każdy dzień przetrwania
naszych marzeń

kreujemy nowy świat

nasz azyl własnoręcznie wykreowany
na potrzeby sumienia
zamknięty w kręgosłupie adaptacji
kręg po kręgu budowanym
doświadczeniami inności

owitym emocjami tęsknoty i przebojowości
pełnym kontrastów kulturowych
kolorów radości nowego

stworzyliśmy nową rasę
odważniejszą
pragnącą się uczyć doświadczając

z pokorą życie przyjmującą
wyrozumiałości nie obcej nowym cnotom
czoła trudnościom stawiając
o tożsamość walcząc
otoczoną aurą adoracji

wrośliśmy w tą wyspę różnorodności
stworzyliśmy osady nietykalności
po więcej sięgamy
ciągle szukamy

tęsknot spełnienia
niedosytu brakującego składnika
mieszanki wypełniającej duszę
te spełnione ukołysane w kolebce Ojczyzny

tak widzimy z daleka
świat będący tęsknotą

dla przebywających w nim normanoscią
zpowszedniałym oddechem
szarością kopertowych myśli
irytującą małostkowością

Husarskiej myśli porywem
ignorancją pamięci Polskich Legionów
farsę z Chrystusowego ukrzyżowania
patetyzm dla ofiar na pokaz
w sercu obojętność

zbyt dużo wydażeń w historii Narodu
aby miały znaczenie
spoglądamy z dystansem
swoją religię wyznajemy

tak jest łatwiej

*

ekspresja emocji
ciała muzyką

dłoni skrzydłem
słodkim dźwiękiem

rytm dzwonem serca
każdym krokiem
tupnięciem

dzikość oddechu
rozsadzająca zmysły

boskie nuty dotykają
rozkosznie
każdy skrawek

tańcem opętany

Lekcja

wyłapię wszystkie laleczki
poobcinam im rzęsy
warkocze zawiąże na guzły
spódniczki pozszywam między udami

paznokcie spiłuje na kształt
łopatki do piaskownicy
posadzę w jednym rządku równiutko

żebym miała widok na wszystkie
co do jednej

a sama usiądę przed nimi spokojnie
będę im czytać
bajki przeszłości

Czy ktoś mi powie

Dlaczego?

szklanka jest do połowy pusta
a nie pełna do połowy

w słoneczny dzień
niebo w chmurach zatopione

wiatr uspokaja
w falbanach spódnicy

przyciąganie ziemskie
nie obejmuje

fizyka kwantowa
nie działa

atomy dzielą się
na anonimy świata

czeszę się pod włos
uśmiecham pod nosem

spoglądam spod oka
paznokcie maluje u stóp

ręcznie

wyszydełkuję cię
pod powiekami

rzęsy ozdobie
koronką

haft dotykiem
utworzę

z wyobraźni
kordonka

niepewność

rysuje linię

nie węglem
lecz piórem

nie przerywaną
lecz jednolitą

już szkic się kreuje

proporcje równowagi
uchwycić pragnę

dobrać kolory
emocji

a powstanie
rysunek

czyż nie?

Jak można żyć
nie znając

Jak można być
nie wiedząc

Jak można poznać
nie obawiając się

lotność

okiełznać
pochwycić

przeniknąć blask
zatracić się
w diamentowej chwili

zaistnieć
w nirwanie
błogości

jest

pusto
sucho
papierowo

nie ma przesycenia
ani gwaru

tylko myślokształty
przesuwają sie leniwie

otaczają
dają złudne
poczucie bezpieczeństwa

bhagavat

synchronicznie
rytmicznie
wypełnia świadomość

wykracza poza
poznane

kreuje nowe

urzeczywistnia
tu
teraz

po wieczność

inst

ambiwalentna prostota zachowań
tych bardzo ludzkich
reaktywnych i reproduktywnych

jasna acz ukryta
pod zasłoną moralności
przecinającej wstęgą frywolną

od dualizmów
zachowawczych przymiotników
materii

wygłuszających wołanie
z jaskini komory mięśnia czerwonego
zwanego sercem

niekobiecość

eksplozja myśli
wypełnia umysł
wyrywa zdarzenia

totem to libido
walka z nim zgubna

tyranem emocji jestem

zabijam łagodność
wypijam subtelność
smakuje kruchość

Tamizą wypełniam umysł
serce wystrzelam na Marsa
Wenus jest zbyt blisko

jak dla mnie

tylko dusza potrzebna
zostawię ją sobie
niech współgra
z arytmią życia

być

uchwycić blask w przestrzeni
kierunek dusza

poczuć płomień oddechu
na skóry negatywie

zanurzyc się w łunie
interakcji twórczej

zaistnieć w całości
jednego spojrzenia
myśli

współgrać dzwiękiem
płynnością emocji

unosząc się nad całym bytem
odnaleźć żródło
harmonii integralnej

siła

tkwi w postawie
osadzeniu siebie
na stołku rozwagi

bycie u źródła
otwiera bramę tonącym

nadzieja piaskiem rozmyta
bursztynem rozbłyskująca

blask ślepych ukoi
nakarmi utopią szczęśliwców

spełnieni polegną spaleni
na plaży ziemskiej błogości

przeszłość

przychodzi
dokleja się nieporadnością
do ramienia

roztrząsa spokój na kawałki
tłucze stabilność
rozedrgane powietrze
rozsadza nozdrza
puls wystrzela w przestrzeń

jest kosmicznie

wytwornie bezcałościowo
imponująco dezintegralnie
dramatycznie bezpłciowo

rozwala na opiłki
scalenia nie będzie

tylko tak ciężko
przez chwilę dosłownie
ogryzek z ostatecznym kęsem

muszę

złapać świeży oddech wolności
wyrównać puls niedopowiedzeń
znormalizować krwioobieg emocji

już jest dobrze

rozmowa

szeptem do ciebie mowię
na wdechu
słodko się duszę

a takie
zdziwienie na twojej twarzy
nachylasz się
sens usłyszeć pragniesz

wdychaj moją muzykę
skórą wyczuwaj
aromat chwili

zapadaj w przestrzeń
bezwiednie

słyszysz
sygnal ambulansu

jaki mam kolor oczu

erotyk

jesteś
chłodny jedwab sukienki parzy moje ciało
oczu spotkanie
głębia przestrzeni

rozpływam się w bezkresie
słowa są pustką
ust kielich smakiem przepełniony

wdycham cię całą sobą
czuję się bezpieczna
jak pięść zamknięta w czerwonej rękawicy

kochanie to zawody
niech ta runda się nie kończy

bytowanie

poza kręgiem
narodzin i śmierci

zaczyna się
ekstaza isnienia
arktyczne świętowanie

łączysz się
w wieniec egzystencji

wpadasz w ramiona
spontaniczności


kąpiesz się
w wieczności

wzrastanie w przestrzeni

rozkwit
poznanie
przejście z poznanego
do niepowtarzalnego

kwiat wyrwał się
z próżni złudzenia

odnalazł źródło
napełnił kielich
kiełkuje ku
bezgraniczności

Antoś

ta mała Kruszynka
jest jak pączek który rozkwita

kwiat jego serca
będzie przepiękną różą

lecz nigdy chryzantemą

chryzantemy
kładzie się na grobach

poranek w obłoku

budzę się
mglista jasność mnie otacza
leniwie odkrywam świat oczom
ograniczonym szarością
nieklarownością umysłu

budzę się znów
to już czas otworzyć się
na kolory
kształty
zamiary tego świata

odkrywam kołdrę
zsuwam nogi
brzuch ręce
a za nimi głowę

może i ona powróci
z dalekiej podróży
po przestworzach
sennych poświatach

mała kwintesencja pewnego bytu

Tak
ty myślisz że już wszystko zrobiłeś
uczyniłeś i urzeczywistniłeś

Nie
spoczynek na piedestale twych własnych złudzeń
nie da ci tego czego potrzebujesz mimo twoich strudzeń

Doprawdy
udaj się do źródła
zajrzyj głęboko jak tylko potrafisz
a zaznasz prawdy miłości radości
bez tego nie jesteś w stanie być szczęśliwym

pokusa radości istnienia

wystawiona na pokuszenie
skrzętnie ukrywam poruszenie
które nastąpiło w sercu
gdy stałam się napojem

eliksirem niezmierzonych przestrzeni
wypełniającym spragnioną duszę
utworem pieśni biegnącej rozkoszą
radością myśli które unoszą
aż po szczyty beztroski życia

rzeczywistość

świadomość daje ci siłę
jak wielki to skarb
jak wiele można osiągnąć
będąc
wyrozumiałym
przepełnij się godnością
żyj tak
jak podpowiada szept duszy

bieg za szczęściem

ciągle pędzimy
bez reszty się zatracamy
zamknieci
we własnych myślach
zajęci
sprawami materii
zapominamy
o duszy człowieczeństwie

liczy się szybkość
a nie jakość
liczy się mieć
a nie czuć
liczy się efekt
powierzchowność

a nie serce
to gubi

układanka emocjonalna

pastelowy spokój nastał
równolegle jednostajnie
lekko prostolinijnie

poukładałam w klocki
wypełniłam
swoje wnętrze
mglistym mlekiem kokosowym

potrzebuje
uspokoić w słodyczy
egzotycznego wyciszenia
siłę

uczucie

jak trudno jest odczuwać
zagłębiać się w nie
bycie szczesliwym doskonale

kochać siebie
miłować istoty zamieszkujące planetę

miłość
zatracając się w niej
gubimy własna tożsamość
tracimy bogactwo własnej duszy
mądrość w niej zawarta
to ratunek przed niebytem

bez niej jednak życie byłoby próznością
sensem bez dnia

czekolada uzależnia

najpierw oswaja
swoja delikatnością
wyrafinowanym smakiem

kusi słodyczą
rozpływającego się w ustach kremu
aby się stać rozkoszą
ogarniającą
wszystkie zmysły

kosztuję i smakuję
delektuję i upajam
aby choć na chwilę
zaspokoić pragnienie

uzależniasz
więcej i więcej
a mieścisz się tylko
w jednej tabliczce

poczucie życia

jestem wymyślona
przez egzystencjalnoewolucyjną pułapkę
ledwo dysze
ledwo słyszę

ale czuję
że ciągle żyje
wiem ze będzie lepiej
oczyszczę sie z powłoki
która narosła
poświatą udręki

będę znów lekkością
muszelką
idealnie uformowana
w pięknym oceanu błękicie